środa, 30 września 2009

E n'-keno.

I died for the last lie,
and the heartbreak for the first time,
I could not take till I made you cry.
[AFI - 'Okay, I Feel Better Now']


***
Brit latilo.
Ba tiri s'e' met'aka bu ite Bea abo.
E n'-brit, et E n'-etelo na'.
E n'-ar na'.
Ek etun E meket aboren?
E n'-keno, E n'-mutar keno.
Eh, reror udei na hen'ek.

Mmmm, the el'urt fil ero migo.
Exnuti!

O to własnie chodzi, że nie rozumiecie. A jeśli sądzicie, że rozumiecie, to... gówno prawda.
A chłopcom wszystkiego najlepszego!:*

poniedziałek, 28 września 2009

Potrzebuję Cię.

E ikela Twe.
Fil tet ite, ket'et nuelo ge'l trian.

Zabawnie jest przysiąść ot, tak sobie nad dawną piosenką i tłumaczyć ją na dawno wymyślony, własny język. Zabawnie jest odkryć, że śpiewa się ją identycznie, a może nawet łatwiej.
Ale już o wiele mniej zabawnie jest czytać te słowa kilkadziesiąt razy, sprawdzając poprawność składniową. Albo uświadamiać sobie nagle, że znowu pieprzy się smuty na te sam temat. Ból egzystencji, cholera jasna.
Całkowity odlot, kiedy chodzę po korytarzu z koroną i drewnianą trzepaczką do jajek, śpiewam 'Znów będą wakacje' i kopię się z Totemem i Paxem na środku korytarza.
I Ty myślałeś, że w mat-fizie znajdziesz normalnych ludzi?!
Zabawnie jest.
I chuj.

E ikela Twe.

sobota, 26 września 2009

Wałek do ciasta.

Świat jest piękny, jak Boga kocham. Dobra, nie najlepsze porównanie.
Czasem wystarczy pół godziny, żeby nabrać chęci do życia na cały tydzień.
A jeśli jest to pół godziny wśród obcych, życzliwych ludzi - tym lepiej.

Obeszłam całe miasto z dziewczynami i nigdzie (!) nie znalazłyśmy wałków do ciasta. Co za miasto, co za kraj... A plastikowe korony kupiłyśmy w jakiejś małej hurtowni. I nie, nie robimy spotkania Koła Gospodyń Miejskich, jakby ktoś pytał.

Wysłałam materiały na konkurs SPP. Trzeba było widzieć miny pani od ksero, sprzedawczyni w papierniczym i urzędniczki na poczcie kiedy poprosiłam o 105 stron ksero, wieeelkie spinacze do papieru i priorytet w bąbelkowej kopercie (innych nie było). Robienie z siebie idiotki jest w sam raz na moje ambicje.
Czas więc na kupno teczki z Kubusiem Puchatkiem i piórniczka z Transformersami!

Taki wałek do ciasta to ma życie. A właściwie nie ma, bo jest tylko kawałkiem drewna. Też tak chcę.

Won't you believe it? It's just my luck.

czwartek, 24 września 2009

Wcale.

Wcale nie jestem zazdrosna.
Wcale nie mam ochoty powyrywać komuś nóg.
I wcale nie uważam, że moje problemy są ważne.
Za to z wielką chęcią zamknęłabym oczy i zapomniała o wszystkim. Kiedyś bez tego żyłam, dziś też mogę. Mogę wszystko, tylko trzeba chcieć. Chcę...?

Jestem prawie nieszczęśliwa - i tego 'prawie' trzymam się jak ostatniej szansy.

I nie masz prawa pijany starcze policzyć tego grzechu.
Brakuje mi sił. Tyle dobrego, że już dostałam swoje nuty i flet. Tak dziwnie grać po raz pierwszy od dwóch miesięcy. Dźwięki wydają się przytłumione, a 'Belle, qui tiens ma vie' taka smutna. Bo, na dobrą sprawę, jest.

Taki ze mnie chrześcijanin jak z koziej dupy klarnet. Ale jakoś mnie to nie obchodzi.
Amen.

Uf.

Bóg ma bardzo specyficzne poczucie humoru.



Foch z przytupem!

środa, 23 września 2009

...w nadziei o okruszek łaski.

W tym momencie naprawdę byłabym w stanie czołgać się u czyichś stóp w nadziei o to, byśmy się mylili. Wszyscy. WSZYSCY.

Boże, istniej przez ten jeden dzień.



I have nothing to say to you.

wtorek, 22 września 2009

Troll i Polibuda.

Dzisiejszy dzień pod hasłem: 'Troll Lechu i Polibuda'.
Towarzyszył mi na kartkach z danymi o bioluminescencji, badał uderzenie hydrauliczne za pomocą płaskiej 17 i wraz z UFO stosował inwazyjną metodę pomiaru wilgotności muru. Moje notatki pełne 'BUM', 'ŁUP' i 'AŁA!' oraz całej gamy rysunków martwej myszy Lilki, głodnych ryb, nie-choinek i ufoludka Germka zrobiły furorę. Hm, może Jadźka mnie nie zabije, jak zacznę tak ozdabiać zeszyt od chemii.
Znam już nawet wzory ogólne zasad, kwasów i soli. Jestem dumna!
Ale mat-fiz to mat-fiz.

Seether - Tied My Hands.
Kocham, tak po prostu. Może to linia basu, a może słowa.
A, załatwiłam sobie nauczyciela od perki;]


'Rodzynek, oswajaj się.'

niedziela, 20 września 2009

Trzy Miłości.

'Pierwsza miłość z wiatrem gna, z niepokoju drży
Druga miłość życie zna i z tej pierwszej drwi
A ta trzecia jak tchórz w drzwiach przekręca klucz
I walizkę ma spakowaną już.

Pierwsza wojna, pal ją sześć, to już tyle lat
Druga wojna - jeszcze dziś winnych szuka świat
A tej trzeciej co chce przerwać nasze dni
Winien będę ja, winien będziesz ty.

Pierwsze kłamstwo, myślisz, ech zażartował ktoś
Drugie kłamstwo - gorzki śmiech, śmiechu nigdy dość
A to trzecie gdy już przejdzie przez twój próg
Głębiej rani cię niż na wojnie wróg.'

Jak zaśpiewam i zagram piosenkę Okudżawy jutro przed klasą, nie stracę przy tym głosu, nie zrobię z siebie idiotki i do tego dostanę pozytywną ocenę z polskiego - to będzie kolejny cud w moim życiu.
Albo efekt placebo.

Amen.

sobota, 19 września 2009

Dopamina.

Otępienie i ciepło. Zatoki pulsują bólem, oczy szczypią i same układają się do snu. Mimo to cieszę się jak głupia. Zachrypnięta, ledwie słysząca miejski gwar, wpatrzona w jaskrawe oślepiające słońce idę przed siebie i śmieję się w duchu.
Uzależnienie od dopaminy ma swoje dobre strony.

Zastanawiam się co z tym zrobić. Brak tego niepozornego hormonu powoduje Parkinsona, schizofrenię i stany lękowe. A jeśli jest go wystarczająco dużo w przedniej części jądra półleżącego wywołuje... szczęście.

Czuję się jak worek kości, krwi i białkowej brei. A tak poza tym, to mam grypę.

czwartek, 17 września 2009

Nawrócenie.

Nawrócenie (gr. metanoia) - proces przemiany duchowej polegający na powrocie do religii, grupy lub społeczności, którą się opuściło w przeszłości.

Taką definicję podaje Wikipedia. Nawrócenie - powrót. Nawrócenie - zmiana.
Zmieniam się cały czas, od koloru włosów począwszy, na poglądach etycznych skończywszy. I mało by brakowało, a żałowałabym niektórych z nich.
Problem pojawił się przy wyborze szkoły. Pierwsze! Drugie. Pierwsze. Drugie! Tylko dwa licea się liczyły, a ja miałam przywilej sądzić, że do każdego z nich mnie przyjmą. Liczyła się tylko kolejność podań. Dlaczego wybrałam wtedy drugie, nie wiem. A może wiem, ale nie chcę o tym mówić... Na wycieczce szkolnej przyznałam się.
-Jestem tu cudem. W ostatniej chwili, tuż przed zamknięciem dodatkowej rekrutacji przeniosłam papiery...
Słuchali w skupieniu. Z jednej strony nie chciałam, żeby wiedzieli, a z drugiej w końcu poczułam ulgę.
-...dowiedziałam się, czego chcę. Już od pierwszego dnia czuję, że się tu odnajdę i mam nadzieję, że dobrze wykorzystam ten czas.
I wtedy z ust sorki Legwant padły słowa, które mnie zatkały:
-Osobiście starałam się u dyrekcji, żebyś została przyjęta.
Podczas, gdy 'przyjaciele' zostawili, mieli gdzieś nasze dawne relacje, zupełnie obca kobieta robiła wszystko, by mieć mnie wśród swoich uczniów. Nie bez powodu nazywamy ją drugą mamą, a sora z polibudy tatą... Chyba właśnie sobie przypomniałam, dlaczego się przeniosłam.
Jestem Czarniecczykiem, i jakkolwiek określenie to przywodzi mi na myśl snobistyczne, elytarne, pr0 i zaje wywyższanie się, to jestem tu, bo tego chciałam. Chcę.

I nie mówiąc już o nawróceniu jako-takim, a o zmianiach, jakie zaszły we mnie (sic!) w czasie wyjazdu. Nauczyłam się podejmować szybkie decyzje (z czym wiąże się ksywka Szybkie Ręce), poznałam ludzi z innej strony, po długiej dyskusji dałam się przekonać do muzyki elektronicznej (nie mainstreamowej techniawy. Drum n' bass, przypomina połączenie Blaqk Audio, Coldplay i starej pralki wirówki) i zrozumiałam, że bycie outsiderem nie zawsze jest dobre, o czym przekonał mnie osobiście Ten Ze Słuchawkami.

Gdyby nie bezzasadna egoistyczna zazdrość połączona z koszmarami sennymi, to powiedziałabym, że jest zaje.
Ja to pierdolę i zdejmuję kominiarę.
Jest zaje.

środa, 16 września 2009

Sen.

To był dziwny sen. Śniłeś mi się.
Stałeś przede mną z uśmiechem i patrzyłeś jak bawię się ze znajomymi. Podszedłeś, przywitałeś się, odwróciłeś na pięcie i już Cię nie było. Szybko zdałam sobie sprawę, że jesteś tylko urojeniem sennym, więc próbowałam je zmienić. W moim śnie idealnym podszedłeś, przywitałeś się i rozmawialiśmy. Długo. Bardzo długo.
W moim śnie idealnym byłeś sobą. Radosnym człowiekiem sprzed lat, za którym tęsknię. Na którego czekałam od dzieciństwa, a dziś mijam bez uśmiechu. Po prostu.

Nie mogłam sobie przypomnieć pewnej ważnej rzeczy. Eh, nie chcę śnić, jeśli ma to tak wyglądać.

niedziela, 13 września 2009

Mała Syrenka.

Zastanawia mnie pewna kwestia, mianowicie rola kreskówek w kształtowaniu dorosłych postaw. Nie od dziś wiadomo, że pozornie niewinne ruszające się kolorowe ludziki i równie niewinne, choć nieruchome roślinki mają olbrzymi wpływ na fobie i lęki ludzi. Na przykład takie clowny - ileż to razy w zwierzeniach gwiazd i celebrytów pojawia się motyw strasznego, upiornego faceta ze szminką na ustach? Był to zapewne pierwowzór pederasty! Zwykły obywatel też może doświadczać stanu zaniepokojenia na widok takich typów, ale jego o zwierzenia nikt nie prosi.

Do rozmyślań skłoniła mnie dzisiejsza dobranocka - 'Mała Syrenka'. Podniosłam wzrok znad 'Quo Vadis', które czytam nie dla przyjemności (a chciałabym!), ale z konieczności szkolnej i już po chwili zanurzyłam się w odmętach wczesnej młodości, glonów i rudych włosów bohaterki.
Z wnikliwej analizy, przeprowadzonej wspólnie z babcią i ciocią oburzoną naszymi ekscentrycznymi teoriami, wysnułam bardzo skromne wnioski, właściwie żadnych. Pojawiło się za to wiele nurtujących pytań, na które, mam nadzieję, ktoś mi kiedyś odpowie.
1. Czy gdyby syrenkę wyciągnąć z wody, zmarłaby jak ryba?
2. Dlaczego Arielka ma takie ładne, ułożone włosy - delikatnie falują, a nie pływają dookoła całej głowy w nieładzie. No i dlaczego je czesze tak samo jak suche?
3. Czy mięso z syreny można jeść w czasie postu?
4. Czy gwałt na syrenie jest rozpatrywany jako zoofilia, czy też jako gwałt na człowieku?
5. Dlaczego w jednej ze scen (filmu, nie odcinkowej dobranocki!), przy dokładnym przyjrzeniu się, nad głową Arielki z okruszków, glonów czy innych syfków można odczytać napis 'sex'?
6. W scenie w pokoju na ścianie wisi obraz Marii Magdaleny. Czyżby Arielka, istota fantastyczna, była chrześcijanką?
7. W dzisiejszym odcinku każdy z bohaterów, nawet Florek posiadał umiejętnośc mówienia. Orka Łatka nie! Dlaczego?
8. Czy Walt Disney, tak jak Kopernik, była kobietą?

9. Zwykle nie oglądam telewizji, tym bardziej dobranocek. Czemu więc dziś to zrobiłam? Przeznaczenie? Głupota? Zachcianka?

Na odpowiedzi czekam do pierwszej zimowej pełni księżyca. Decyduje data na stemplu. Dobranoc!

sobota, 12 września 2009

Nie chcę.

Po całym dniu wytężonej pracy psychicznej jestem w stanie stwierdzić tylko trzy rzeczy:
1. Strasznie chce mi się spać.
2. Strasznie mi się wczoraj podobało.
3. Strasznie trudno porozumieć się z niektórymi w pewnych kwestiach.
4. (bonus) Ludzie w pociągu pospiesznym po prostu się robią w trakcie jazdy, jest ich zbyt wielu.

Byłam na kółku fizycznym (po raz pierwszy nie mogłam się skupić przy składaniu wektorów, grzech!), kupiłam książki i strój na basen, zrobiłam obiad, umyłam okna, ogólnie przyczyniłam się ludzkości, a teraz idę spać.

Nie chcę mieć koszmarów.

Tak mi przykro.

Przyjacielu,

Piszę ten list, bo tak najprościej. I tak go nigdy nie dostaniesz, i tak wiesz już to wszystko, co w nim napiszę, i tak nic to dla Ciebie nie znaczy. A dla mnie jest uciszeniem sumienia.
Mam problem. Mały, ale na chwilę dzisiejszą nie potrafię być obiektywna. Słyszałeś, konduktor powiedział, że 'czasem nie warto'. Inni też tak twierdzą, że przynajmniej jeszcze nie teraz. Ale znasz mnie, nawet lepiej niż ja sama. I teraz sam odpowiedz sobie na pytanie, czy wytrwam, czy będę potrafiła robić to, co uważam za słuszne.
A może to tylko uzależnienie? Od endorfin, adrenaliny, od tego uczucia, gdy tak naprawdę nic nie wiesz. Tak, to chyba to. Uzależnienie od podziwu i akceptacji. I co z tego, że teraz wszyscy dookoła wspierają mnie, są ze mną mimo wad, skoro ja chcę czegoś innego. To tkwi we mnie, chyba od zawsze. Czytałeś 'Bzy', prawda? Opowiadałam Ci, wiesz o kim są. Wiesz, dlaczego teraz tak bardzo pragnę... A niszczę siebie i Was.
Przyjacielu, przepraszam Cię. Ufałam Ci, byłeś dla mnie jak brat, jak powiernik, któremu mówiłam wszystko bez wyjątku. Nie powinnam. Nie powinnam, ale kto mógł wtedy przewidzieć...? Eh. Nie powinnam.

Nie ufaj mi, dla własnego dobra.
Tak mi przykro.

czwartek, 10 września 2009

Tlen.

Nie jestem tak genialna i/lub absurdalna jak Hans, więc nie napiszę o kapeluszniku, Dolochovie, Beduinie na pustyni, ani dentyście. Nie jestem tak uzdolniona jak Benek, żeby pisać o slalomie toyotą tyłem. Nie jestem na tyle mądra, żeby nie napisać nic. Więc proszę, męczcie się z tym.

***
Powietrze jest po prostu... powietrzem.
Pachnie spalinami, dymem z ogniska, piaskiem. Jest tylko mieszaniną gazów, tlenem, azotem, freonami rozbijającymi powłokę ozonową w pył, smogiem wielkich miast. Nie czujesz go, gdy chodzisz, gdy oddychasz, gdy leżysz. Dlaczego nie jest jak woda - płynne, mętne, obce? Dlaczego jest dookoła nas, tak blisko, ale jednocześnie tak daleko od naszego rozumienia jego istoty?
Dlaczego ludzie mówią, że nie można żyć bez miłości? Ja wolę jednak tlen.
A Ty? To tylko powietrze, tylko tlen. Widzisz? Nie zobaczysz. Póki nie otworzysz oczu, będziesz ślepy. Póki nie zanurzysz się w wodzie.
Nie możesz złapać tchu. Ale to tylko powietrze...

wtorek, 8 września 2009

Sokrates.

Bez kitu...!
Za użycie tego wyrażenia w obecności mojej klasy grożą surowe restrykcje.
Esej o intelektualizmie etycznym, skakanie dookoła szkoły na jednej nodze, wyrywanie paznokci, łamanie kręgosłupa etc. etc. Szanujmy ojczysty język. Chociaż przez kilka godzin dziennie.
A tak bez ki...ja (uff!), to niektórzy działają mi na nerwy. Strasznie. Ich poziom intelektualny stoi dość wysoko, za to emocjonalny zdecydowanie poniżej spodziewanej średniej. Do dupy.
Byle do jutra.

-Sokratesie, wstań!
-Nogi mnie bolą...
-...a dupa Cię nie boli?

poniedziałek, 7 września 2009

Matematyka.

Gdyby zrobić było takie proste
jak wiedzieć, co zrobić należy
Szekspir, Kupiec Wenecki

Zastanawiam się, skąd poeci biorą te swoje mądre cytaty. Oczywiście zanim staną się cytatami.

Szekspir zapewne nie siedział pewnego wieczora nad ogarkiem świecy i nie próbował znaleźć dobrego sposobu dowiedzenia, że pierwiastek z 3 jest niewymierny. On po prostu to wiedział - a nawet jeśli nie, to nie było mu to zbytnio potrzebne do szczęścia. Do niczego innego też. Co innego klasa pierwsza liceum mat-fiz. Tam masochizm jest na porządku dziennym, a dowody 'nie wprost' (bez sensu!) chlebem powszednim.
Chyba jednak wolę być Szekspirem. Kobietą-Szekspirem, nie przesadzajmy.
Po półgodzinnym wertowaniu Wujka Google doznałam iście boskiego olśnienia. Nawet kompletny nieuk, Nietzsche, średniowieczny mnich czy też amazoński wojownik wie, że 3=2+1. Chwyciłam więc jedną ze swoich siekier i z rosnącym zadowoleniem poczęłam rozbijać liczbę na kawałki. Po kilku chwilach okupionych krzykiem, niebieską krwią mojego ulubionego długopisu i pogiętym papierem udowodniłam, że pierwiastek z 3 jest niewymierny.
Bez sensu, wiadomo, że kangur.

I choć jutro nauczycielka jednym słowem udowodni mi, że zrobiłam zadanie źle, dzisiaj jestem z siebie zadowolona, bo umiem liczyć.
Chociaż ostatnio wyszło mi, że 0= -1...

niedziela, 6 września 2009

Szczęście.

Jestem szczęśliwym człowiekiem.

Doszłam do tego zaskakującego wniosku, kiedy wróciłam spokojnie do domu z parku.
I w chwili obecnej nie jest dla mnie dziwne to, że nie przywołałam słowa 'szczęście' wczoraj, chowając się przed deszczem, albo dziś podczas jedzenia śniadania. Nie musiałam patrzeć w jasne niebo albo wysłuchać cudownej arii Królowej Nocy. Nikt nie stał u mego boku, nikt nie szeptał mi do ucha w tej chwili, kiedy tak po prostu uśmiechnęłam się szeroko i otworzyłam drzwi.
Nie dostałam żadnego objawienia. Kto, ja?! Jeszcze czego. Nie uszłam z życiem z napadu, wypadku czy innej śmiertelnej epidemii grypy. Nie odnalazłam sensu życia. Nie pomyślałam o kimś ważnym. Nie spotkałam staruszki z maleńkim słodkim wnuczkiem. Nie miałam żadnych powodów do szczęścia!

Więc tym bardziej jestem z tego braku powodów szczęśliwa.

sobota, 5 września 2009

Balkon.

Było słoneczniej, cieplej i nie padał deszcz. Tak zapamiętałam ten dzień i dlatego też z rosnącym zadowoleniem obserwowałam słońce powoli wychylające się zza chmur. Wiatr pachniał wilgocią i brązem jesieni, miał swoją własną, niepowtarzalną woń. Wiele się zmieniło od tego czasu. Zaczęłam mylić zapachy, mieszać je.
Czyżbym była otępiała? To dobrze, to dobrze.
Stanęłam na balkonie w cieniutkiej domowej sukience, nie zważając na wstrząsające mną dreszcze i powietrze smagające twarz. Kierowałam oczy ku niebu, zła, że automatycznie się mrużą i odwracają w inną stronę. Zła na swoją słabość.
Stałam tak parę minut. Bez celu. Obojętnie zerkałam na drzewa majaczące w oddali, przekwitłe kwiaty i ciemne chmury wciąż wiszące groźnie nad miastem. Kilka godzin wcześniej obserwowałam to samo z zupełnie innego miejsca, w innym nastroju. Obserwowałam bez cienia emocji.
Weszłam do domu i przez szalenie krótką sekundę, gdy moje bose stopy dotykały zimnej posadzki, pomyślałam o ostatnich snach. Ostatnich podrygach lęków, które nie mogły już dopaść mnie w dzień.
Nigdy nie było mi tak zimno, jak tej nocy.

Zamknęłam drzwi i ogarnęło mnie ciepło.

Być może.

Gdyby nie pewien przypadek, dziś pilibyśmy szampana, świętując rok współpracy. Być może wybralibyśmy się na spacer, do miasta, albo po prostu usiedli na ławce. Być może.
Jest zupełnie inaczej - a wszystko przez nieistotny szczegół. Szczegół, który mógłby się pojawić dopiero dziś. Albo miesiąc temu. Kiedykolwiek indziej, niż wtedy. Tak to jest z nieistotnymi szczegółami.
Pojawił się i zmienił wszystko. Niekoniecznie na lepsze. I mimo, że odnajdywanie plusów sytuacji idzie mi ostatnio coraz lepiej, tutaj widzę ich niewiele. Tak to jest z nieistotnymi szczegółami...

Chce mi się histerycznie śmiać. Bo właśnie idę na spotkanie z człowiekiem, który to wszystko zniszczył.

***
Biegle wędrując po literkach
tworzy przyszłość niepewną
kruchą jak plastik
ulotną z enterem

Powołując z nadmiaru decyzji
pustkę kojącą opuchnięte palce
wyławiając z nadmiaru wspomnień
dżingle ze skrzynki odbiorczej

i kasując niechciane epizody
i zapominając słodkawe dni
śmieje się histerycznie

rzucając telefonem o ścianę.

piątek, 4 września 2009

Trochę zamulania.

Kolejny stereotyp, o kobiecie nieznającej się na komputerach - obalony.
W ciągu trzech dni zdążyłam pokochać wyraz zdziwienia i dezorientacji na twarzach chłopców.
Taka moja natura.

Powoli uniezależniam się od swoich przekonań i od siebie samej. Brzmi to równie idiotycznie, jak jest w rzeczywistości, ale naprawdę przynosi ulgę. I pewien dystans, tak bardzo potrzebny, kiedy Firlette wymyśla coraz to nowsze rymy o życiu. Jak Boga kocham (hipokryzja -.-'), przy moim wcześniejszym przewrażliwieniu byłoby z nią marnie.
A tak rozmawiamy o dupach, domach i nie-wiadomo-czy-żyjących kotach i szczerze, to nie zamieniłabym tego na żadną inną chwilę.

Ale że takie pieprzenie o szczęściu nie może trwać długo, polecam kilka ćwiczeń z optymalizacji, tak dla zrównoważenia nastroju. Pół godziny przy jednym zadaniu - powodzenia.
Mnie jednak nawet to nie zniechęciło.

czwartek, 3 września 2009

Notka organizacyjna.

Sorka Legwant, lekcja organizacyjna:
-Przydałoby się omówić BHP. A więc... nie robicie nic w pracowni beze mnie, jasne?! No to BHP mamy omówione...


Wypadałoby dzisiaj napisać notkę.

NOTKA.

Dziękuję, do widzenia.

środa, 2 września 2009

Kawa.

Przyszli po mnie w nocy.
Kilka mrugnięć powiek i po sprawie.
I może byłoby mi szkoda tych wszystkich chwil, ale już dawno zapomniałam o istnieniu bezkształtnych motyli zwanych marzeniami. Wilgotne liście traw imituje nieudolnie aksamitny dywan pokoju o ścianach przesiąkniętych zapachem kawy. Prawdziwej.
Przyszli.
Strzały zagłuszyły na dobre naiwność narastającą z każdą sekundą. Ciężkie słowa prawie widocznie opadały na meble jak spokojny kurz. Spokojny ze swojej natury, bo gdyby mógł, krzyczałby przeraźliwie każdą drobinką swojego istnienia. Jak ja, kiedy leżałam bezwładnie na środku kawowego serwisu.
Bo istotnie byłam tylko przystawką podaną w oczekiwaniu na deser życia. Już nic nie równało się temu, co powinno decydować o mojej kapitulacji.
Wyszli nad ranem, kiedy słońce nieśmiało próbowało ogrzać moją obojętną już twarz. Zostawili filiżanki wypite do połowy.
Przesłodzili.

wtorek, 1 września 2009

Ognisko.

1. września.
Coś jest w tym, że ten dzień uznaje się za początek II Wojny.
Nie wnikam, co.

Dzień zaliczony do kapitalnych, epickich i zaskakujących. Nowa klasa wcale nie jest bandą żuli i ćpunów, jak wydawało się na początku, szkoła wcale nie jest taka wielka, a Gotówka nie zmieniła się praktycznie wcale. Wszystko ma swoje dobre strony. I nie wszystko się zmienia.
Już się zadomowiłam. Szybko, prawda?

Dziś rozwala mnie rymowanka 'Żeby w życiu nie było obrączek...' i piosenka 'Kochać inaczej' Stasia Gaski. Totalny pojazd po disco polo i popowych balladach miłosnych.

'lecz nagle możesz zacząć spadać w dół
A to już nie to samo...'

Dziękuję Wam za dziś.