czwartek, 8 sierpnia 2013

Wsi spokojna.

Ciepło. Słońce prześwituje przez gałęzie orzecha. Barwne refleksy migają przed oczami. Czytam.
Na bezchmurnym niebie przelatuje nisko bocian i ląduje w gnieździe, tuż za płotem. I ważki, mnóstwo ważek. Trzepot skrzydełek wiruje w głowie.
Jedna z nich siada na okładce książki. Po chwili przeskakuje na dłoń. I siedzimy tak, ja nieruchomo, by jej nie spłoszyć i ona, przekrzywiając główkę z wielkimi oczami, patrząc na mnie ze zdziwieniem. Czas mija niezauważalnie, uśmiecham się i mówię do niej, a ona kiwa się, jakby potwierdzając moje słowa. Wreszcie odlatuje.
Przez cały czas jej pobratymcy towarzyszą mi, przysiadając na ramieniu, dłoni, nawet na nosie i patrzą zdumione w moje równie zdumione oczy. Ich skrzydełka tańczą kolorami. Zbliża się wieczór.
Odlatują nie wiem gdzie, za to za chwilę wiewiórki zaczną podbiegać do wielkiego orzecha pod domem, a jeże, zwabione zostawionym im mlekiem przydrepczą pod studnię. Jutro kret znów zniszczy kawałek ogródka, a bociany wylecą na łąki.
Jutro znów będę wypatrywać tęczowych skrzydełek.