Nie polubiłyśmy się.
Słyszałam o tobie od dzieciństwa.
Któż by nie słyszał o wielkiej pani, znanej i cenionej w całym
kraju? Podziwiałam cię, a gdy skończyłam dziesięć lat, zaczęłam
ci zazdrościć – i nienawidzić. Byłaś w moich oczach starą,
otyłą kobietą przekonaną o swej wyjątkowości i wyższości nad
innymi, zadufaną w sobie. Nie lubiano cię, choć na każdym kroku
podkreślano twój wkład w historię. Traktowałaś mnie z pogardą,
jak każdą małomiasteczkową dziewczynę. Nie wiem, czy wiedziałaś
o moim istnieniu, pojawiałam się bowiem w twoim długim życiu
sporadycznie, może raz na rok, i znikałam bez zapowiedzi.
Przedstawiono nas sobie rok temu.
Wiedziałam już, że będę musiała z tobą współpracować i
przyjęłam to nie bez niechęci. Z rezygnacją obserwowałam twoje
zachowania, codzienną krzątaninę i żywiołowość. Byłaś zbyt
głośna, twój krzyk i wszechobecny huk wdzierał się w moje uszy,
niedopasowane części garderoby raziły poczucie estetyki. Tu coś z
XIX wieku, tu najnowszy krzyk mody... zdecyduj się wreszcie! Nie
miałam jednak wyjścia i tolerowałam twoją obecność, a ty nie
zwracałaś na mnie najmniejszej uwagi. Byłam tylko kolejną młodą
dziewczyną, która za rok miała trafić pod twoje skrzydła. Miałaś
miliony takich, za to też cię nienawidziłam – łatwość, z jaką
omotujesz ludzi.
Dziś jednak, gdy patrzę w twoje
zmęczone oczy, widzę tylko to, co dobre. Przyjęłaś mnie, objęłaś
swoimi przepastnymi ramionami i wchłonęłaś w życie pełne hałasu
i śmiechu. Odkryłam twój wewnętrzny spokój, harmonię i upór.
Byłaś przecież śmiertelnie chora. Złośliwy rak toczył cię
latami, jednak nie poddałaś się. Gdy inni dali za wygraną, ty
walczyłaś do ostatniej kropli krwi. Byłaś wrakiem człowieka, ale
teraz jesteś piękniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Żyjesz
dzięki biciu miliona serc tych, którzy cię pokochali, a których
przyjęłaś do siebie. Tak jak mnie. Jesteś tolerancyjna i otwarta,
łączysz w sobie skrajności i tworzysz azyl dla uciekinierów.
Jedni uciekają ze swoich małych miasteczek, inni od przeszłości,
inni jeszcze pukają do twych drzwi w nadziei, że pomożesz im
znaleźć pracę, przyszłość, marzenia. Mnie wystarczy jednak twój
uśmiech i spojrzenie pełne mądrości i doświadczenia.
Pokochałyśmy się miłością trudną.
Ja, dziewucha z miasteczka na wschodzie i ty, wielkomiejska dama.
Jestem twoja, tak jak ty jesteś już na zawsze moja. Dajemy sobie
to, co najlepsze. Ja i ty. Ty i ja. Ty, moja Warszawo.