poniedziałek, 22 czerwca 2015

Ten dzień nie powinien istnieć.

Wszyscy dziwią się, że nienawidzę tego dnia. Nikt jeszcze nie spytał dlaczego.


Zdajesz sobie sprawę, że kończysz 22 lata, pieprzone dwadzieścia dwa lata, a nie osiągnęłaś nic. Miałaś być taka wielka, uzdolniona, uznana pisarka, poetka, inżynier, kompozytorka i chuj wie kto. A jesteś nikim. Studiujesz na kierunku "bezrobocie" i nawet tam nie potrafisz wybić się ponad masę studentów. Twoje CV świeci pustkami, twój portfel też.
Udajesz, że jesteś taka silna, odrzucasz romantyczne słabostki, a cynizm aż wylewa się z twoich ust. Trochę zbyt szorstko traktujesz inne dziewczyny, czujesz się jednocześnie lepsza i gorsza od nich. Z nonszalancją wspominasz o swojej depresji, a tam w środku aż gotujesz się, żeby zawyć z rozpaczy. Ale nikt nie może tego zobaczyć, jesteś przecież taka silna.
Taka miła, zawsze pomocna i cierpliwa, ale nigdy nie słyszeli, jak kłócisz się z matką, aż trzeszczą szyby. Potem skrycie jej współczujesz, że ma taką córkę, że mogła mieć lepsze życie bez ciebie.
Pochłaniasz wiedzę jak skaner w ksero - wszystko bez wyjątku, byle szybciej i więcej, ale gówno ci to da, i tak skończysz na zasiłku. Pozujesz na obeznaną w literaturze, ale im więcej czytasz, tym mniej wiesz. Ukrywasz to pod wypracowanymi formułkami i grzecznymi spojrzeniami. Nikt nie może się dowiedzieć, że jesteś nikim.
Czasem nie wiesz, czy to bezgraniczne tchórzostwo, czy jakieś resztki odwagi zabraniają Ci myśleć o samobójstwie. Byłoby lepiej, gdybyś nie była tak empatyczna. Tak cholernie, naiwnie emocjonalna.

Potem zdajesz sobie sprawę, że trzy lata temu, dokładnie tego dnia, zachorowałaś na najgorszy syf współczesnej cywilizacji. I nie wiesz, czy śmiać się, czy płakać, bo gdyby nie to, byłabyś inna. Lepsza, gorsza, czy da się gorzej? Krzywdzisz wszystkich dookoła kiedy tracisz kontrolę, a choroba cię pochłania i zmienia w drgającą masę, trzęsącą się ze strachu.
Wybuchasz histerycznym śmiechem, a łzy szpecą twoją nieurodziwą twarz.
Takich dni będzie jeszcze wiele.