wtorek, 6 października 2009

Lenistwo.

Ależ cudownie, jak Boga ko...
No, cudownie.

Kupiłam żyłkę. Nie, nie będę łowić ryb ani wieszać się na drzewie. Zszyłam spódnicę (spotkanie pierwszego stopnia z drzwiami po raz kolejny, fatum?). Po odrobieniu matmy (ciąg zer i jedynek miga mi przed oczami jak neony nocnego klubu) włącza się syndrom nudy. Ile można słuchać muzyki, tym bardziej, że AFI już się 'przejadło', a na Rainbow nie mam po prostu ochoty? Telewizja odpada, czytanie też, oczy mnie bolą i błogi spokój rozpływa się po mózgu z niebywałą szybkością. Spanie, dobry pomysł, ale nie sposób stracić przytomności przy głośnym minimax, którego nawet nie chce mi się wyłączyć.
Za lenistwo powinni zabijać.

Znów balansuję na granicy życia i śmierci, za sprawą kilku hormonów, o których Hans pisał na blogu. Ale staram się zmniejszyć wydzielanie C8H11NO2 do mózgu. Leczę się.
Boże, jak to brzmi.


Możesz ulepić bałwanka z płatków depresji zimowej i spaść.
Zabierzcie ten złom! Próbuję śnić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz