niedziela, 25 października 2009

Kac.

Źle mi.

Przed chwilą wstałam (pomijając fakt, że w dzień zjadłam śniadanie, poszłam do ciotki i zrobiłam jeszcze parę nieistotnych rzeczy). Mam kaca. Może moralnego, nie wiem. Nie piłam przecież dużo. Dzwonię.
-Brat, jak odczuwa się kaca?
-Nie wiem.
Śmiech.
Nie jest mi do śmiechu. Chcę spać, może to przez zmęczenie, może przez świadomość, że miałam takie piękne sny, także na jawie, i że może się powtórzą? Jeśli nie, to i tak wolę leżeć bez świadomości, niż taplać się w tym ponurym, zamglonym świecie.

Wspominam urodziny. Kochany Benku, dziękuję. Generalnie rzecz biorąc, bawiłam się świetnie. Na 12 godzin świat stanął do góry nogami. Jaskrawy podział na my w tym pokoju i reszta świata poza nim. Nie obchodzi mnie reszta świata. Chciałabym, żeby nie obchodziła i dzisiaj, ale to niemożliwe.

Siadam do polskiego, który natychmiast sprowadza mnie na ziemię. I niby mam na jutro zdążyć napisać tę rozprawkę?!
Brak mi sił, od dawna. I od dawna tkwię w tym marazmie, bo co innego pozostaje. Lepsze to niż szlochanie w poduszkę, co i tak czasem uskuteczniam.

Lepsze, czy tchórzliwe?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz