Siedzę sobie spokojnie przed komputerem, w pidżamce, w ręku trzymam szklankę z colą (cola to jest to!). W uszach słuchawki, 'Ambicje' HPY - hm, chyba przełączę na 'Save me' Queen. Przede mną monitor i puste okienko, które wypadałoby wypełnić w miarę sensownym tekstem. Ale jak to zrobić, kiedy wspomnienia są jakby za mgłą, przytłumione, tepe, niewyraźne? Jak w kilku słowach zawrzeć całą gamę emocji, godziny śmiechu, chwile melancholii?
Nie wiem, jak opisać popołudniową radość i koncertowy szał, który zawładnął mną wieczorem. Powiem, że było kapitalnie, bo wrzeszczeliśmy na cały głos, leżąc na trawie - weźmiecie mnie za wariatkę. Napiszę, że Loczek rzucał się na nas z okrzykiem 'Rasta nas kocha!' - pieprzeni hipisi!
I weź tu bądź człowieku bloggerem.
Nie wiem, czemu gdy chcę zawrzeć targające mną uczucia na papierze, ew. komputerze - te umykają sprytnie przed próbą ograniczenia ich słowami. Z chwilą, gdy przestanę dotykać klawiatury, cudowny stan wraca. Wraca z całą mocą, uwalniając mnie od dylematów, przyszłościowych planów i kojąc zranioną dumę. Opatula mnie gorącymi oddechami tłumu, obłokami dymu wzbijanego pod glanami pogujących ludzi. Muska wiatrem i mruganiem gwiazd, tych niebiańskich, prawdziwych. Szepce do ucha 'tylko dziś, tylko teraz' i nie chce odejść.
Nie chcę, żeby odchodził.
Chcę, żeby trwał jak najdłużej. Dziś, jutro, do końca tygodnia. Teraz, gdy na pocieszenie jeszcze tylko Gotówka, a potem szara szkolna rzeczywistość - choć może wcale nie? - w końcu i tam chodzi mnóstwo tych wszystkich ludzi. Teraz, gdy to wszystko się skończy, oczyszczenie z obaw jest mi potrzebne. Jeden dzień, kiedy wszyscy noszą mnie na rękach (dosłownie!), przytulają, komplementują. Wiem, jestem pieprzoną egoistką. Ale przez jeden dzień w roku mogę!
Jeden dzień, gdy leżąc na polanie widzę w gwiazdach odbicie oczu kilkunastu osób, odbicie uśmiechów, odbicie szczęścia.
Nie wiem jaki mają kolor, było zbyt ciemno dla oczu. Ale nie dla umysłu. Nie urzekło mnie spojrzenie, uwiódł za to uśmiech. Jest coś magicznego w tym zerkaniu na siebie, w 'odbijaniu', w pożyczaniu bluzy Loczka.
Jest coś magicznego w tej chwili.
I dopiero, gdy wyłączę wszystkie zmysły, mogę to opisać.
Ah, on wie, czym jest Latający Potwór Spaghetti! ;]
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Eej, ja też wiem czym jest Latający Potwór Spaghetti! :P
OdpowiedzUsuń