środa, 26 sierpnia 2009

Berek.

Patrzysz na mnie.
Tak po prostu wlepiasz swoje dziecięce oczęta w moją twarz. W zakamarkach zmarszczek błąka się uśmiech. Naiwnie odczytujesz to jako zachętę do zabawy.
-Berek! - krzyczysz i uciekasz.
Stoję.

Pytasz mnie, dlaczego. Dlaczego co...?
Kręcisz głową w niemym wyrazie frustracji. Nie rozumiem, to oczywiste. Płomienie tańczą po twoich włosach, odbijając delikatne refleksy. To oczywiste.
Płoniesz wewnątrz.

Wiele razy zadawałam sobie pytanie, za jakie grzechy muszę wytrzymywać twoją obecność. Nie muszę. Jednak beze mnie byś zginął.
Jestem twoim narkotykiem. Grzechem.
Beze mnie byś żył.

Prowadzę cię za rękę. Ciągnę z całych sił, nie wejdziesz tam?
Zrób to dla mnie. To tylko ciemny korytarz, za zakrętem jest światło. Zrób to. Dla mnie.
Nie wejdziesz...?

-Berek! - krzyczę.
Stoisz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz