piątek, 13 listopada 2009

Łowca dźwięków.

Wieczór. W oddali słychać stukot obcasów i warkot silników, choć przytłumione, to odległe nie o kilkanaście metrów, a zaledwie kilka. Wystawy sklepów dają mętne światło, nie wiem, gdzie właściwie jestem. Idę powoli, delikatnie po mokrym bruku. Staję na palcach, żeby nie zbudzić zgiełku miasta. Teraz jest tak cicho, tak bezpiecznie. Mija mnie starszy pan, zaraz potem dwóch dresów, puszczają muzykę z telefonu. Nagły zgrzyt wbija się w uszy, rani zmysł estetyki, fizycznie boli. Poszli - tak, poszli.
Stoję przed kościołem, przed naszymi 'Apostołami'. Jest tak... pusto, mimo małych grupek ludzi przechodzących nieopodal, tak cicho mimo ich śmiechu. Ktoś wchodzi do kościoła na mszę, biją dzwony. Biją. I biją. I biją. Jest pusto.
Wchodzę do muzeum. Prawie wszyscy już są. Wpisuję się na listę, jako uczennica klasy F, słynnej z tego, że nie opuszcza żadnej wystawy, galerii ani koncertu. Ocena na WoK, ot, tajemnica... Wchodzimy po schodach - stuk, stuk, dookoła mnie ludzie, jak tu tłoczno! Na ścianach plakaty z misiem Colargolem, kadry z animowanych bajek, w gablotach makiety i laleczki. Ruszają się, tak uroczo, to tylko złudzenie. Pingwinek Pik Pok, Miś Uszatek, moi idole z dzieciństwa. Nie pamiętam ich, dziwne, nie pamiętam?
Siadamy. A jednak jest nas mało, mimo wszystko tłoczno, sala prawie pusta, ależ tu ciasno! Marek Wilczyński opowiada o eksperymentalnych instrumentach. Dźwięki waterphone'u odbijają się od ścian, taksofon wydobywa z siebie zduszone jęki, spazmy, porykiwania - techno w wersji fun? Melodia wiruje między krzesłami, wkręca się w każdą szczelinę, wrzyna się w uszy. Kobieta przede mną uśmiecha się jak gruba, zadowolona kotka. Gdzie jestem? Liczę numery krzeseł, wodzę wzrokiem po plakatach. Zamykam oczy, obrazy zasnuwają się różnokolorową mgiełką, zbyt jaskrawo, zbyt jasno, zbyt głośno...
Pytam o instrumentarium, wychodzę. W środku, z tyłu głowy wciąż pobrzmiewają wibracje grających kamieni - szorstkie, niskie, ponure. Serce bije mi szybko, krew gwałtownie uderza do głowy, gdzie jestem? Nic nie widzę, nic nie czuję. Stąpam szybko, zdecydowanie, spokojnie.

Bo przecież imperare sibi maximum est imperium.

1 komentarz: