sobota, 22 grudnia 2012

Czas jest tylko na chwilę.

Wieczór, małe miasteczko na wschodzie. Śnieg skrzypi pod nogami, świąteczne ozdoby pobłyskują na latarniach. Idziemy środkiem opustoszałego deptaka, jak kiedyś. Pamiętasz, wtedy trzymaliśmy się za ręce - gej ateista i młoda bioteistka, nie mająca jeszcze dość odwagi by zmierzyć się z pustką. Jesteśmy wciąż tacy sami - ja to ja, a ty to ty. Wszystko inne się zmieniło.

Po trzech miesiącach od ostatniego spotkania siedzimy przy gorącej herbacie w kawiarni i rozmawiamy. Nie brak nam tematów, właściwie każde zdanie jest milczeniem, wspominaniem przeszłości i radością z przebywania razem. Rozmawiamy tak, jakby ostatnie dwa lata były tylko klamrą, nieistotnym nawiasem oddzielającym wtedy od dziś. Żartujemy odważnie - nie musimy się wstydzić, choć nasza przyjaźń nigdy nie była zbyt głęboka. Wymieniamy się nowinkami, wspominamy też dawne sympatie.

Jedna jest dziś szczęśliwą Panną Młodą. Dziwne uczucie, prawda? Z paroma się przyjaźnimy. Inne żyją tak jak kiedyś, albo wręcz przeciwnie - postawiły wszystko na jedną kartę, dla jakiejś bliżej nieznanej idei zrezygnowały z wszystkiego co było im znane. Z nas też. Czasem nasze drogi się przecinają, gdy przyjeżdżamy do tego miasteczka na końcu świata, gdzie czas zamarza, a powietrze zawsze pachnie młodością. Nic o sobie nie wiemy.

Idziemy, mróz powoli wnika w ciała, pokonując barierę ubrań. Duża gruda zmarzniętego śniegu omal nie spada nam na głowy - to pan Marek odśnieża dach. Uśmiechamy się do niego. Do tego nieodłącznego elementu krajobrazu, roztaczającego ciepło nawet w zimowe wieczory. Mam wrażenie, że za dwadzieścia lat, gdy przyjdę do maleńkiej kawiarni na rogu, on wciąż będzie tam stał, robił swoją cudowną herbatę i wypytywał o nowinki ze świata, nazywając mnie "małą czarnulką". Chciałabym, żeby tak było.

Odprowadzasz mnie do domu, słowa parują z naszych ust. Opowiadasz o swoim nowym mieście, projektach na wczoraj, codziennych zajęciach i nagle uderza w nas świadomość, że to wszystko jest tylko na chwilę. W końcu od niechcenia pytasz:
-Wierzysz w wieczną miłość?
-Tak. Ale nie wierzę już w wieczne związki.
Powietrze zamarza nam w ustach.

Musimy się razem napić, mówisz. Przytakuję. Wypijmy za dziś. I za jutro. Za to, kim byliśmy i kim staniemy się w dowolnej chwili życia. Za wszystkie osoby, które stanęły na naszej drodze i za te, których nigdy nie spotkamy. Za przyjaźnie i przelotne romanse. Miłości spełnione i platoniczne. Te, które doprowadzały nas do łez i które wywoływały uśmiech. Za infantylne podkładanie walentynek w przedszkolu i romantyczne kolacje w restauracji. Za smutki i radości, namiętne noce i małżeńskie kłótnie. Za szybkie spojrzenia w autobusach, kuszące tańce w klubach. Za przygodny seks i przedmałżeńską czystość. Za nieprzyzwoite myśli i naiwne marzenia. Za przywiązanie i ulotność wspomnień. Za prawdziwe osoby i nasze wyobrażenia ideału. Za dreszcze, które czuliśmy na skórze i za rozmazany makijaż nad ranem... Za tych, których już nie ma lub nigdy nie było.
Wypijmy za wszystkie miłości naszego życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz