Wieczorami siadam samotnie przy oknie i rozmawiam z Księżycem.
Ogrzewam dłonie kubkiem herbaty, odsłaniam firanki i wpatruję się w Ciebie. Górujesz nad migającymi elewacjami budynków, nad latarniami, nawet nad Pałacem Kultury, który wysyła ostrzegawcze błyski ku samolotom. Jesteś tak daleko, ale mam wrażenie, że gdy wyciągnę rękę, odepchnę wszystkie gwiazdy stojące mi na drodze i dotknę Twojej szorstkiej powierzchni. Palce natrafiają na zimną szybę i znów szybko przylegają do gorącego kubka.
Opowiadam Ci wszystko. Mówię o czym myślę, gdy nikogo nie ma obok i gdy mijam na ulicy setki ludzi. (Ci ludzie to jednak zabawne istoty, każda inna, a wszyscy tak samo samotni.) Nucę fragmenty piosenek, przypominam fabuły filmów z poprzedniego życia. Wspominam; tylko Ty słyszysz z moich ust słowa, których się wstydzę.
Czasem łzy rozmazują resztki makijażu, ale nie przejmuj się - potrzebuję tego. Przy Tobie zawsze mogłam płakać, czemu nie mogłabym teraz? Jeśli ateiści mogą się modlić, to tak - modlę się. Za Ciebie, za to co sam kochasz. Szepczę bałwochwalcze słowa, ja, poganka dzisiejszego świata. Twoja wierna Gwiazda.
Obserwuję Cię z niepokojem, gdy malejesz. Boję się Nowiu. Wtulam wtedy głowę w poduszkę, zaciskam powieki i wyobrażam sobie, że jednak tu jesteś. Przy mnie. Nów trwa długo, dłużej niż wieczność, ale pełna strachu czekam, by znów z Tobą porozmawiać. Powiedzieć jak bardzo Cię kocham.
Bo kocham Cię każdą cząstką mojego istnienia. Każdym oddechem. Z każdą nocą coraz bardziej. I choć jesteś daleko, dalej niż mogę sobie wyobrazić, choć odpowiada mi cisza...
Wiem, że mnie słyszysz.
Gdybym mogła przy Tobie być, zaśpiewałabym właśnie to.
piątek, 4 stycznia 2013
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz