piątek, 25 czerwca 2010

Handel wymienny.

Dzień zapowiadał się niepozornie. Chmury nad głową straszyły ulewą, upał wyciskał pot z ciała. Jednym słowem - lato. W ten gorący poranek jak zwykle szukałam Sprzedawcy Szczęścia. To najbardziej tajemniczy diler w mieście. Czasem przybiera postać nieziemskiego bruneta, czasem staruszki z wnuczkiem. Często też nie ma twarzy, a o jego obecności świadczą tylko zmiany w otoczeniu. Nigdy nie wiem gdzie będzie stał i jak dojdzie do wymiany. To błyskotliwy osobnik. Zawsze, kiedy potrzebuję towaru, On pozwala się rozpoznać.
Szłam więc przez miasto i wypatrywałam. Może to któryś z robotników układających chodnik przed blokiem? A ty po ilu kostkach się uśmiechniesz? To zdecydowanie nie On. A może młoda mama prowadząca dwójkę niesfornych maluchów do przedszkola? Jeszcze nie. Z narastającą niecierpliwością rozglądałam się po ulicy, prześlizgiwałam wzrokiem po tłumie. Przecież gdzieś tu musi być! Spokojnie, przecież On nie lubi niecierpliwych. Przyjdzie.
Już prawie dotarłam pod drzwi szkoły, gdy go zobaczyłam. Mały chłopiec z lizakiem. Uśmiechnął się do mnie. Uśmiech za uśmiech, taka jest dzisiaj cena.
Poszłam dalej, wbrew przesądom mijając czaplę "od tyłu". Szczęście na cały dzień kupione.
Wspominałam już, że ten sprzedawca jest również najtańszy...?

1 komentarz:

  1. Nie jest najtańszy. Zmusić się czasem do uśmiechu jest bardzo, baaardzo trudno...

    OdpowiedzUsuń